Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ III.

Dwaj jeźdźcy jechali cicho i wolno przez lesisty jar, przytykający do dworu w Rozłogach. Noc zrobiła się bardzo ciemna, bo księżyc zaszedł od dawna, a do tego chmury okryły horyzont. W jarze nie widać było na trzy kroki przed końmi, które też potykały się co chwila o korzenie drzew, idące w poprzek, przez drogę. Jechali długi czas z największą ostrożnością, aż dopiero, gdy dojrzeli już koniec jaru i step otwarty, oświecony nieco szarym odbłyskiem chmur, jeden z jeźdźców szepnął:
— W konie!
Pomknęli jak dwie strzały, wypuszczone z łuków tatarskich, i tylko tętent koni biegł za nimi. Ciemny step zdawał się uciekać z pod nóg końskich. Pojedyncze dęby, stojące tu i owdzie przy gościńcu, migały jak widma, i lecieli tak długo, długo, bez odpoczynku i wytchnienia, aż wreszcie konie postulały uszy i poczęły chrapać ze zmęczenia; bieg ich stał się ociężały i wolniejszy.
— Niema rady, trzeba zwolnić koniom — rzekł grubszy jeździec.
A właśnie już też i świt począł spychać noc ze