Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kłonić komu w Łubniach? Może cyrulika ci stamtąd przysłać, a może mistrza u księcia pana zamówić?
Blada twarz watażki stała się straszną. Zrozumiał że Zagłoba prawdę mówi, z oczu strzeliły mu gromy rozpaczy i wściekłości, na twarz uderzył płomień. Jedno nadludzkie wysilenie — podniósł się i z ust wyrwał mu się krzyk:
— Hej, semen...
Nie skończył, gdyż pan Zagłoba, z szybkością błyskawicy, zarzucił mu na głowę jego własny żupan i w jednej chwili okręcił ją całkowicie — poczem obalił go na wznak.
— Nie krzycz, bo ci to zaszkodzi — mówił z cicha sapiąc mocno. — Mogłaby cię jutro głowa rozboleć, przeto jako dobry przyjaciel, mam o tobie staranie. Tak, tak, będzie ci i ciepło i zaśniesz smacznie i gardła nie przekrzyczysz. Abyś zaś opatrunku nie zdarł, to ci ręce zawiążę, a wszystko per amicitiam, abyś mnie wspominał wdzięcznie.
To rzekłszy, obwinął pasem ręce kozaka, zaciągnął węzeł; drugim, swoim własnym, skrępował mu nogi. Watażka nic już nie czuł, bo zemdlał.
— Choremu przystoi leżeć spokojnie — mówił — aby mu humory do głowy nie biły, od czego delirium przychodzi. No, bądź zdrów; mógłbym cię nożem pchnąć, co może byłoby z lepszym moim pożytkiem, ale mi wstyd po chłopsku mordować. Co innego, jeśli się zatkniesz do rana, bo to się już nie jednej świni przygodziło. Bądźże zdrów. Vale, et me amantem redama. Może się i spotkamy kiedy, ale jeśli ja się będę o to starał, to niech mnie ze skóry obedrą i podogonia z niej porobią.