Strona:Henryk Sienkiewicz-Ogniem i mieczem (1901) t.2.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z wódką i miodem. Orgia stawała się coraz wrzaskliwszą, pijatyka wzrastała, mołojcy nie czerpali z beczek blaszankami, ale zanurzali w nie głowy po szyje, tańczące dziewczęta oblewano wódką i miodem; twarze były rozpalone, ze łbów bił opar; niektórzy zataczali się już na nogach. Pan Zagłoba, wyszedłszy na ganek, rzucił okiem na pijących, poczem uważnie wpatrzył się w niebo.
— Pogoda, ale ciemno! — mruknął — gdy księżyc zajdzie, choć w pysk daj...
To rzekłszy, zszedł z wolna ku beczkom i pijącym mołojcom.
— A dalej, chłopcy! — zawołał — a dalej, nie żałujcie sobie. Hajda! hajda! Nie ścierpną wam zęby. Kiep ten, co się dziś nie upije za zdrowie atamana. Dalej do beczek! dalej do dziewczyn! — u ha!
— U-ha! — zawyli radośnie kozacy.
Zagłoba rozejrzał się na wszystkie strony.
— O takie syny, nitkopłuty, harhary, oczajdusze! — wykrzyknął nagle — to sami pijecie jak zdrożone konie, a tamtym, co strażują koło domu, nic? Hej tam! zmienić mi ich natychmiast.
Rozkaz spełniono bez wahania i w mgnieniu oka kilkunastu pijanych mołojców rzuciło się, by zastąpić strażników, którzy dotychczas nie brali udziału w hulatyce. Ci nadbiegli wnet, z łatwą do zrozumienia skwapliwością.
— Hajda, hajda! — zawołał Zagłoba, ukazując im beczki z napitkami.
— Diakujem, pane! — odparli, zanurzajac blaszanki.
— Za godzinę zluzować mi i tamtych.
— Słucham — odpowiedział essauł.