Strona:Henryk Sienkiewicz-Nowele tom VII.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ski, uważałby sobie jeszcze za łaskę, gdyby wolno było mu je ponieść, albowiem przedewszystkiem chodzi mu o obraz.
Dwa posiedzenia były istotnie dla pani Cervi zbyt korzystne, aby, wobec biedy w domu, mogła się na nie nie zgodzić. Stanęło więc na tem, iż o drugiej przyjdą znowu. Tymczasem uszczęśliwiony Świrski postanowił odprowadzić je do domu.
W bramie spotkała ich gospodyni, która wręczyła Świrskiemu pęk mszystych róż, mówiąc, że przywieźli je dwaj mali śliczni chłopcy, wraz z dziwnie ubranym służącym i chcieli koniecznie wejść do pracowni, ale ona, pomna na rozkaz, nie chciała ich wpuścić.
Świrski odpowiedział, że dobrze zrobiła, poczem wziąwszy róże, oddał je wszystkie pannie Cervi. Po chwili znaleźli się na Promenade des Anglais. Świrskiemu Nizza wydała się tak ładna i ożywiona, jak nigdy. Pstrocizna i gwar na Promenadzie, które dawniej go gniewały, poczęły go bawić. Po drodze ujrzał Wiadrowskiego i de Sintena, którzy zatrzymali się na jego widok. Świrski skłonił się i przeszedł, ale przechodząc, zobaczył, jak de Sinten wsadził monokl w oko, aby spojrzeć na pannę Marynię i usłyszał jego pełne zdumienia: „prrristi!“ Obaj szli nawet czas jakiś za nimi, ale naprzeciw Jetée Promenade Świrski wziął powóz i odwiózł panie do domu.
Po drodze brała go ochota zaprosić całą rodzinę na śniadanie, ale pomyślał, że ze staruszkiem będzie kłopot i że, wobec ich krótkiej znajomości, panią Cervi mogłoby zdziwić tak nagłe zaproszenie. Zato obiecał sobie, że gdy już dziaduś będzie miał zapewniony do-