Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i więcej nie wrócić. Nieraz już bywały między nimi nieporozumienia, nieraz i pan Pągowski wyrządzał mu wielkie przykrości, a jednakże po krótkich gniewach następowały milczące lub głośne przeprosiny i wszystko pozostawało po staremu.
— Tak i teraz będzie! — myślała panna Sienińska.
Że zaś słodko jej było go słuchać i słodko patrzyć na tę wielką miłość, która, lubo nie śmiała wypowiedzieć się wyraźnemi słowy, biła jednak od niego z równą pokorą jak mocą, przeto chciała, aby mówił tak do niej jaknajdłużej swoim cudnym głosem i jaknajdłużej pokładał u jej nóg młode, rozkochane i zbolałe serce.
Lecz on, niedoświadczony w rzeczach miłości i ślepy jak wszyscy zakochani, nie dostrzegł i nie zrozumiał, co się w niej dzieje. Milczenie jej poczytał za zatwardziałą obojętność — i gorycz poczęła mu stopniowo zalewać duszę. Spokój, z jakim mówił pierwej, jął go opuszczać, oczy nabierały innego blasku, krople zimnego potu uperliły mu skronie. Coś rwało mu się i łamało w duszy. Chwytała go taka rozpacz, w której człowiek o nic nie pyta i gotów własnemi rękoma rozdrapywać własne, serdeczne rany.
Mówił jeszcze niby spokojnie, ale już i głos jego brzmiał inaczej, twardziej, chrapliwiej.
— Tak! — rzekł — ani jednego słowa?...
Panna Sienińska wzruszyła tylko ramionami.
— Ha! prawdę powiedział ksiądz, że mnie tu jeszcze większa spotka krzywda!
— W czym ja waćpana krzywdzę? — spytała, przykro dotknięta niespodzianą zmianą, jaka w nim zaszła.
Lecz on brnął już na oślep dalej:
— Gdybym nie widział, jakaś była dla Cypryanowicza, myślałbym, że serca w piersiach nie masz. Ale