Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszelako Jackowi zdawało się, że ukochane oczy spojrzały na niego mniej surowo, więc powtórzył pytanie:
— Waćpanna wiedziałaś o tem?
— Wiedziałam, — odrzekła — alem pamiętała o tem, o czem i waćpan byłbyś nie zapomniał, gdybyś miał choć trochę dla mnie życzliwości, że tym kawalerom życie zawdzięczam. Wiem i to od opiekuna, że musieli waćpana wyzwać.
— Ja nie mam dla waćpanny życzliwości? A to niech już Bóg sądzi, któren patrzy w serca ludzkie...
Oczy dziewczyny poczęły się nagle mrużyć raz po raz. Nagle wstrząsnęła głową, aż warkocz przesunął się jej na drugie ramię, i rzekła:
— Tak!...
A on mówił dalej nieco zdyszanym i głęboko smutnym głosem:
— Ale prawda! prawda! Powinienem się był pozwolić posiekać, byle waćpanny nie zasmucać. Nie byłaby popłynęła ta krew, która ci milsza... Ale na to już niema rady! I na nic już nie ma rady! Opiekun mówił waćpannie, żem ja ich zmusił do wyzwania. To zdaję też na sąd Boży. Ale czy powiedział, że mnie pod moim własnym dachem bez miary i miłosierdzia insultował? Przyjechałem jeszcze, bom wiedział, że go tu teraz nie zastanę. Przyjechałem, aby moje nieszczęsne oczy ostatni raz widokiem waćpanny nasycić. Wiem, że to waćpannie wszystko jedno, alem myślał, że choć...
Tu urwał Jacek, bo mu łzy głos zdławiły. Usta panny Sienińskiej poczęły też drgać i coraz bardziej przybierać kształt podkówki — i tylko hardość a zarazem nieśmiałość dziewczęca walczyła w niej ze wzruszeniem. Pohamowała je jednak, może dlatego, aby jeszcze żałośliwsze z Jacka wydobyć wyznania, a może dlatego, że nie wierzyła, aby on naprawdę miał pójść sobie