Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wilcy zastąpią im niezawodnie, chybaby Archanioł Rafał, patron podróżnych, zmiłował się nad zbłąkanymi, czego na nieszczęście nie są wcale godni.
Słysząc to pan Pągowski zniecierpliwił się do ostatka. Tego tylko brakło, by o zbłąkaniu gadać.
Gościniec przecie jak strzelił, a co do wilków, zastąpią, albo i nie zastąpią. Pachołków jest kilku dobrych, a przytem wilk nierad zastępuje żołnierzowi — i nietylko dlatego, że się go boi więcej od pospolitego człeka, ale i jakowegoś afektu, i jako bestya, mająca bystry dowcip.
Rozumie wilk dobrze, że ni mieszczanin, ni chłop nic mu darmo nie dadzą i tylko żołnierz nieraz godnie go pożywi, albowiem wojnę nie napróżno ludzie wilczem żniwem nazywają.
Jednakże pan Pągowski, mówiąc tak, a zarazem schlebiając potrochu wilkom, niezupełnie był ich afektów pewny; zamyślił się więc, czyby nie kazać jednemu z czeladników zleźć z konia i usiąść koło panienki. W takim razie on sam broniłby jednych drzwiczek karocy, a pachoł drugich, nie mówiąc o tem, że pozostawiony koń pomknąłby prawdopodobnie w tył lub naprzód i mógłby pociągnąć za sobą wilki.
Ale zdawało się panu Gedeonowi, że na to jeszcze czas.
Tymczasem położył na przedniem siedzeniu koło panny Sienińskiej parę krucic i nóż, które chciał mieć napodorędziu, albowiem nie mając lewej ręki, mógł się posługiwać tylko prawą.
Przejechali wszelako spokojnie kilka stajań.
Gościniec począł się rozszerzać.
Pągowski, który znał tę drogę doskonale, odetchnął jakby z poczuciem ulgi i rzekł:
— Niedaleko Malikowa polana.