Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nak uprzejmie do pana Pągowskiego i otworzył ręce, mówiąc:
— Tak, to ja, gość, witam w jego własnym domu gospodarza.
A pan Pągowski otoczył jego szyję ręką i mówił:
— Otóż gość, otóż miły gość! Daj ci, Boże, zdrowie, panie bracie, żeś wstąpił. Co tam słychać?
— De privatis dobrze, a de publicis też dobrze bo wojna.
— Wojna. Jakto? już? My!
— My jeszcze nie — ale przymierze z Jegomości-cesarzem będzie w marcu podpisane — a potem wojna pewna.
Jakkolwiek jeszcze przed nowym rokiem chodziły pogłoski o przyszłej wojnie z Turkami i nawet byli tacy, którzy uważali ją za niezawodną, jednakże potwierdzenie tych wieści z ust osoby tak znakomitej i tak blizko ze sprawami publicznemi obeznanej, jak pan Grothus, wielkie uczyniło wrażenie i na panu Pągowskim, i na jego młodych gościach. Zaledwie też gospodarz przedstawił ich staroście — rozpoczęła się rozmowa o wojnie, o Tekelim i o krwawych zapasach na Węgrzech, od których, jak od ogromnego pożaru, łuna biła już na kraje Rakuskie i na Polskę. Miała to być wojna straszna, przed którą drżał cesarz rzymski i wszystkie ziemie niemieckie. Mówił biegły w polityce pan Grothus, że Porta poruszy połowę Azyi i całą Afrykę, aby wystąpić z taką siłą, jakiej świat dotąd nie oglądał; ale przewidywania te nie popsuły nikomu humoru, owszem, z radością słuchała tego młodzież, której przykrzył się dłuższy domowy wypoczynek, a której wojna otwierała pole do sławy, zasługi, a nawet i korzyści.