Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślicie, że się boję?! W pojedynkę jeno ze mną, nie kupą! chyba, żeście zbójcy, nie szlachta?
— Szelma! — przerwał ksiądz — a sam to cóż lepszego z nami chciał uczynić?
— Tak mu też rzekł Łukasz. „O! takiej matki synu — powiada — któż to całą watahę zbójów na nas najął? Katu (powiada) wartoby cię za to oddać, jeno że krócej będzie tak!...“ To powiedziawszy, zaraz natarł — i poczęli się ścinać. Za trzeciem czy czwartem złożeniem kiedy to nie zajedzie mu w bok głowy! Patrzym, aż ucho na ziemi. Podniósł je zaraz Mateusz i krzyczy: „Nie obcinaj drugiego, ostaw nam. To (powiada) będzie dla Jacka, a tamto dla panny Sienińskiej.“ Ale Marcyan upuścił szablę, bo go krew okrutnie zaczęła uchodzić — i omdlał. Leliśmy mu na łeb wodę, a w gębę wino, myśląc, że się ocknie i następnemu stanie, wszelako nie mogło to być! Ocknął ci się wprawdzie i powiedział tak: „Skoroście sami sprawiedliwość uczynili, to innej szukać wam nie wolno“ — potem znów omdlał. Myśmy też poszli, żałując drugiego ucha. Łukasz powiada, że mógł go zabić, ale nie uczynił tego umyślnie, żeby się dla nas, a w końcu i dla Jacka zostało... I nie wiem, czy kto potrafi postąpić polityczniej, bo nie grzech to taką gadzinę zgnieść, ale widać — nie płaci teraz polityka, skoro za nią jeszcze cierpieć musimy.
— Prawda! słusznie mówi! — wołali inni bracia.
— No! — rzekł ksiądz — jeśli tak, to co innego, ale zawsze niesmaczne to jest donum.
Bracia poczęli spoglądać na się ze zdziwieniem.
— Jakto niesmaczne? — zapytał Marek — dyć my nie do zjedzenia Jackowi to ucho przynieśli.