Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wówczas Jacek posunął konia i stanął przed dziewczyną, poczem odkrył głowę i stał tak przed nią — zapatrzony — bez słowa, niemal bez oddechu w piersi, z białą jak kreda twarzą.
I po chwili czapka wysunęła mu się z dłoni na ziemię, oczy przymknęły się, a głowa pochyliła ku grzywie końskiej.
— Dyć on ranny! — zawołał Łukasz Bukojemski.