Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzi dobrze zbrojnych w szable i bandolety ruszyło w daleką drogę. Wprawdzie, w razie jakowegoś napadu, kilkunastu z pomiędzy nich nie mogłoby wziąć udziału w obronie, albowiem musieliby pilnować wozów i koni, ale i tak panowie Bukojemscy byli przekonani, że w takiej liczbie mogliby świat przejechać i że niezdrowo byłoby ich zaczepić choćby trzykroć i czterykroć liczniejszej kupie. Serca ich rozpierała radość tak wielka, że ledwie mogli usiedzieć na koniach. Czynili oni swego czasu mężnie przeciw Tatarom i kozakom, ale były to ladajakie wojny, potem zaś, gdy osiedli w puszczy, młodość schodziła im jeno na „lustracyach“ ostępów, na niedbałem pilnowaniu borowych, na biciu niedźwiedzi, których obowiązani byli strzedz dla króla i na pijaństwie w Kozienicach, w Radomiu i w Przytyku. I teraz dopiero, gdy jeden drugiego trącał strzemieniem, gdy szli na wielką wojnę z całą niezmierzoną potęgą turecką, czuli, że to właśnie jest ich prawdziwe przeznaczenie, że dawne życie było marne i liche, a ninie zaczyna się prawdziwe i cne i iście takie, do jakiego Bóg Ojciec szlachcica polskiego stworzył, Syn Boży odkupił a Duch Święty oświecił. Nie umieli tego sobie jasno pomyślić, ani wyrazić słowy, albowiem w tym nie byli nigdy zbyt mocni, ale chciało im się aż krzyczeć z radości. Pochód wydawał im się zbyt wolny. Ot! wypuścićby im konie wichrem i lecieć ku temu wielkiemu przeznaczeniu, ku wielkiej bitwie Polaków z pogany, ku tryumfowi przez polskie ręce Krzyża nad półksiężycem, ku chwalebnej śmierci, ku wiekopomnej sławie. Czuli się jacyś wyżsi, czystsi, zacniejsi i jeszcze bardziej w swym szlachectwie uszlachceni. O Marcyanie Krzepeckim i o jego hultajskiej kompanii, o zawadach i przeszkodach na drodze prawie że nie myśleli. Wydawało im się to jakieś maluchne, marne i niewarte