Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wiewiórką, że to, jak mówił: „tu jest, tu jej niema“ — coraz więcej cenił jej czystą duszę.
Po owem pierwszem wyznaniu nie mówili jednak, jakby na wskutek jakowejś spólnej umowy, o Jacku. Oboje czuli, że to zbyt „delikatna materya“. Pan Serafin nie mówił o nim z nią także nigdy przy ludziach, natomiast we cztery oczy wcale się nie krępował i gdy pewnego razu zapytała go, czy zaraz w Krakowie spotka się z synem, odpowiedział również pytaniem:
— A czy waćpanna nie życzyłabyś też sobie z kimś się tam spotkać?
I myślał, że wykręci się żartem, lecz na jej jasnej twarzy ukazał się cień smutku i odrzekła poważnie:
— Komum uczyniła krzywdę, tegobym rada przeprosić jak najrychlej...
Więc popatrzył na nią z pewnem wzruszeniem, ale po chwili inna widać myśl przyszła mu do głowy, bo pogładził ją po różanym policzku i rzekł:
— Ej! masz ty czem nagrodzić, że i sam król lepiej nie potrafi — no!
A ona, usłyszawszy to, spuściła oczy i stała przed nim cudna i rumiana, jak zorza ranna.