Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie gniew odbił się na jego obliczu.
— Jakto, tacy synowie, — zawołał — to starszemu bratu chcecie w drogę wchodzić i szczęśliwości go pozbawiać?
— O wa! — odpowiedział Łukasz — to cóż? Zali to panna Sienińska jakowaś ordynacya, że ją tylko starszy ma brać? Z jednegośmy ojca i matki, przeto jeśli nas takimi synami zowiesz — to rodzicielom w grobie uchybiasz. Każdemu wolno miłować.
— Wolno każdemu, ale wam wara, boście mi obedientiam powinni.
— Mamy całe życie końskiego łba słuchać? Co?
— Bluźnisz, poganinie, jako pies!
— Ty sam bluźnisz. Bo Jacobus młodszy był od Ezawa, a Józef najmłodszy z braci, więc ty Pismu Świętemu przyganiasz i przeciw wierze szczekasz.
Przyciśnięty temi argumentami do muru, Jan nie umiał na razie znaleźć odpowiedzi, a gdy jeszcze Mateusz wspomniał coś o Kainie, jako starszym bracie, wówczas całkowicie stracił głowę.
Gniew wzbierał się w nim coraz większy, aż nakoniec począł prawicą szukać szabli, której zresztą nie miał przy boku.
I niewiadomo, do czego byłoby doszło, gdyby nie Marek, który, trzymając od pewnego czasu palec przy czole, jak gdyby się porał z jakąś myślą, nagle wykrzyknął ogromnym głosem:
— Jam najmłodszy z braci, jam jest Józef, więc dla mnie panna Sienińska!
A inni zaraz zwrócili się do niego, ze wzburzeniem w obliczach i skrami w oczach:
— Co? Dla ciebie? Dla ciebie, ty gęsie jaje, ty słomiana kukło, ty końska zołzo, suszykuflu, ty opoju!... Dla ciebie?