Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dalszą rozmowę przerwał im turkot kół, który w ciszy nocnej wyraźnie doleciał do ich uszu. Pan Cypryanowicz przypodniósł się z przyźby i rzekł:
— Jakiegoś gościa Bóg prowadzi, bo swoi wszyscy w domu. Ciekaw jestem, kto to może być?
— A nuż kto z wiadomościami od naszych chłopaków! — odpowiedział ksiądz.
I powstali wszyscy, a tymczasem wasąg, zaprzężony w parę koni, wjechał w otwarty kołowrot.
— Niewiasta jakowaś na siedzeniu! — zawołał Łukasz Bukojemski.
— Prawda!
Bryczka, objechawszy pół dziedzińca, zatrzymała się przed gankiem. Pan Serafin spojrzał na twarz przyjezdnej niewiasty, rozpoznał ją przy blasku księżyca i zakrzyknął:
— Panna Sienińska!
I prawie na rękach wyniósł ją z wasągu, a ona pochyliła mu się zaraz do kolan i wybuchnęła płaczem.
— Sierota — rzekła — która o przytułek prosi i o ratunek!...
To rzekłszy, poczęła tulić się do jego kolan, obejmować je coraz silniej i łkać coraz żałośniej. Ogarnęło wszystkich tak wielkie zdumienie, że przez chwilę nikt słowa nie mógł przemówić, wreszcie pan Cypryanowicz podniósł ją, przycisnął do serca i zawołał:
— Póki mi tchu w nozdrzach, będę ci ojcem, sierotko. Ale cóż się stało? Wypędzili cię z Bełczączki czy jak?
— Krzepecki mnie zbił i hańbą groził — odrzekła ledwie dosłyszalnym głosem.
Lecz ksiądz Woynowski, który stał tuż przy panu Serafinie, usłyszał odpowiedź, więc porwał się za białą czuprynę i zakrzyknął: