Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To rzekłszy, wziął ją jak dziecko na ręce i, usadziwszy w wasągu, krzyknął na pacholika:
— Ruszaj!
Na świecie był już mrok i zorza wieczorna gasła, tylko od ostatnich jej blasków różowiły się na pogodnem niebie gwiazdy. Cichy wieczór przepojony był zapachami ziemi, liści i bzów kwitnących, a słowiki zalewały śpiewem, jakby ciepłym dżdżem wiosennym, sad, olszynę i całą okolicę.