Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie wypróżnił ją do dna i — padł na wznak.
— Może będzie zadużo — rzekł piwniczy — aleś waszmość zesłabł bardzo.
Marcjan chciał odpowiedzieć, lecz wciągnął tylko z sykiem powietrze, jak człowiek, który poparzył usta zbyt gorącym płynem.
Szlachcic zaś mówił dalej:
— Hej! winieneś mi waszmość dobry munsztułuk, bom waszmości niemałą oddał przysługę... Niechby, broń Boże, co do czego... to za takie sprawy topór i kat — nie mówiąc już o tem, że i zaraz mogłoby się nieszczęście przygodzić. Ludzie tu okrutnie pannę miłują... I przed księdzem Tworkowskim trudno będzie ukryć, choć ja służbie nakażę milczenie. Jak się waszmość czujesz?
A Marcyan patrzył na niego zbielałemi źrenicami, łapiąc wciąż w otwarte usta powietrze. Raz i drugi chciał jakby coś przemówić, poczem chwyciła go czkawka, oczy stanęły mu w słup, zamknął nagle powieki i począł chrapać jak konający.
A piwniczy popatrzył chwilę na niego, poczem mruknął:
— Śpij, albo i zdychaj, psie plugawy.
I wyszedł z izby na folwark, po upływie jednak pół godziny wrócił do dworu i zapukał do pokoiku panny Sienińskiej i, zastawszy tam obie siostry Marcyana, rzekł im:
— Waszmość panny możeby trochę do kancelaryi do młodego pana zajrzały, bo okrutnie zasłabł. Tylko jeśli śpi, to nie trza go budzić.
Poczem, zostawszy sam na sam z panną Sienińską, pochylił się do jej kolan i rzekł:
— Panienko, trzeba uciekać z tego domu. Wszystko gotowe.