Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kłość i zbił siostrę tak, iż przez dwa dni potem udawała chorą.
Obie „pannice“ — jak je zwano w Bełczączce — nie szczędziły dziewczynie kłójących słów, otwartych wymysłów i upokorzeń, mszcząc się w ten sposób na niej za wszystko, co musiały znosić od brata. Ale z nienawiści ku Marcyanowi ostrzegały ją przed nim, a jednocześnie posądzały ją o powolność jego żądzom, spostrzegły bowiem, że niczem nie zdołają jej zranić i upokorzyć boleśniej. Więc dom stawał się dla niej piekłem, a każda przeżyta w nim godzina męką. Nienawiść do tych ludzi, którzy sami się między sobą nienawidzili, poczęła zatruwać i jej serce. Poczęła myśleć o klasztorze, ale taiła się z tą myślą, wiedziała bowiem, że jej nie puszczą i że, rozpętawszy gniew Marcyana, narazi się na straszne niebezpieczeństwo. Cierpienie i trwoga zamieszkały stale w jej sercu — i zrodziły chęć, która nigdy w niej dotychczas nie postała — chęć śmierci. Tymczasem każdy dzień dolewał nowych kropel goryczy do kielicha. Raz wczesnym rankiem Agnieszka spłoszyła Marcyana, zaglądającego przez dziurę od zawory we drzwiach do pokoju sieroty. On cofnął się, zgrzytnąwszy zębami i pogroziwszy pięścią, lecz „pannica“ zawołała zaraz siostry i obie, zastawszy dziewczynę nieubraną, poczęły się znęcać nad nią, jak zwykle.
— Wiedziałaś, że on tam stoi — mówiła starsza — bo podłoga za drzwiami trzeszczy i słychać, gdy się kto zatrzyma, ale i tobie to widać też po myśli.
— Ba! oblizywał się na specyały, a ona mu ich nie kryła — przerwała Joanna — zali ty się Boga nie boisz, bezwstydnico?
— Przed kościołem taką do kuny wstawić!
— I z domu wyświecić. Sodoma i Gomora!