Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cicowi w polu niż na łożu umierać i dawniej wszyscy tak myśleli, ale dziś gorsze nastały czasy. Ojczyzna i wiara to jeden wielki ołtarz, a człek to źdźbło myrry, której przeznaczeniem spalić się na chwałę ołtarza... Ale tak! dziś gorsze czasy... Wojna też waści nie nowina — prawda?
Pan Serafin pomacał się po piersiach.
— A mam ci trochę blizn od szabel i postrzałów z dawnych lat.
— Milej byłoby i mnie chorągwie oganiać niż tu babskich grzechów słuchać!... A to niejedna byle co prawi, całkiem tak, jakby przyszła pchły przy konfesyonale wytrząsać. Chłop, jak zgrzeszy, to już przynajmniej ma co wyznawać... a żołnierz tem bardziej! Już po wzięciu tej oto sukienki kapłańskiej byłem ka pelanem przy usarskiej chorągwi pana Modliszewskiego... Mile sobie to spominam... Między jednem a drugiem grzechów odpuszczeniem podniosło się jeszcze czasem strzelbę do zębów, albo się i szerpetyny wydobyło... Ha! kapelanów teraz pilno potrzeba. Chciałoby się też ruszyć, ale parafia wielka, roboty huk, wikary trocha niemrawy — a najgorszy to taki jeden postrzał, który dawno, dawno otrzymałem, a który m dłużej jak godzinę nie pozwala na szkapie dosiedzieći
— Szczęśliw byłbym mając takiego towarzysza, — odrzekł pan Serafin — ale rozumiem, że choćby i nie ten postrzał, to jegomość nie mógłbyś parafii opuścić.
— A no, obaczym... Siędę przez parę dni na mierzynka i popróbuję, jak długo się na terlicy utrzymam. Możeby się tam jakoś zładziło. Ale u waści któż w domu ostanie na gospodarce?
— Mam jednego borowego, który jest prostak, ale tak zacny człek, że prawie święty...