Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrócił, to golec — i na procesach tyle się rozumie, co mój koń. Prawdę rzekłszy, to położenie jest takie, że choćby jej nie Pągowski, ale rodzony ojciec Bełczączkę zapisał, to jeszcze moglibyśmy tu zjechać i rządzić, jak nam się podoba, pod pozorem opieki nad sierotą. Ja myślę, że Pągowski chciał jej dopiero w intercyzie poczynić zapisy — więc albo testamentu wcale się nie znajdzie, albo jeśli się znajdzie, to jaki stary, z zapisem dla panny Sienińskiej, jako dla wychowanki...
— A taki da się zwalić — rzekł stary — moja w tem głowa! Chociaż procesu się nie uniknie.
— Czemu zaś? Ja słucham co ojciec mówi, ale myślę, że się uniknie.
— Kiedy, bo to, mówiąc między nami, nieboszczka Pągowska (głupia była... Panie, świeć nad jej duszą!) zapisała wszystko mężowi, więc i on miał prawo zapisać, komu chciał.
Ostatnie słowa wypowiedział starszy pan Krzepecki, rozglądając się na wszystkie strony i prawie szepcąc, chociaż wiedział, że w izbie prócz nich niema nikogo więcej.
Lecz syn zapytał:
— Jak ona mogła mu zapisać, skoro zginęła nagłą śmiercią?...
— Data jest w rok po ślubie: widać Pągowski to z niej wydurzył dlatego, że tam, gdzie mieszkali, niebezpieczne strony i nikt nie wie, kiedy mu Tatary requiem zawyją. Wzajem sobie zapis uczynili i testamenta były złożone w grodzie w Pomorzanach, skąd je Pągowski tu przywiózł. Chciałem się wtedy z nim prawować, alem wiedział, że nie wskóram. Teraz co innego...
— Teraz obejdzie się całkiem bez procesu.
— Jeśli się obejdzie, to tem lepiej, ale trzeba być gotowym...