Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie cudzy; ale z drugiej strony, jegomość leciwy człek i (tu pani Winnicka zniżyła głos), czy ci go trochę nie strach?
— Stało się — i niema już o czem myśleć! — odrzekła panna Sienińska.
— Jak-że to mówisz?
— Mówię, żem mu za przytułek, za kawałek chleba wdzięczność powinna — i że licha to zapłata — moja osoba, której nikt innyby nie chciał, ale skoro on chce, to jeszcze jego łaska!
— On dawno już chciał — rzekła tajemniczo staruszka. — Zawołał mnie dziś po rozmowie z tobą; — myślałam, że było co złego w wieczerzy i że będzie łajał — a on nic! Widzę, że jakiś wesół — i nagle powiada mi nowinę. A pode mną aż nogi zadrżały. Dopiero on mówi: „Czemuś to wacani, jak żona Lota, w słup soli się zmieniła — cóżem to taki grzyb?“ — „Nie! — powiadam — jeno, że to taka niespodziana rzecz!“ A on znów: „Dawna to myśl (mówi) tylko, że była jako ryba na dnie, dopóki nie znalazł się ktoś, co jej pomógł na wierzch wypłynąć... I wiesz wacani kto?
Byłam pewna, że to ksiądz prałat Tworkowski, ale on rzekł: „Wcale nie ksiądz Tworkowski, jeno pan Grothus...“
Nastała chwila milczenia.
— A ja myślałam, że to pan Taczewski — rzekła przez zaciśnięte usta panna Sienińska.
— Co znowu? Dlaczego Taczewski?
— Aby pokazać, że o mnie nie dba.
— Ale przecież wiesz, że Taczewski nie widywał się z jegomością.
A ona poczęła powtarzać gorączkowo:
— Tak! wiem! — co innego miał w głowie! Mniejsza z tem! Nie chcę nic wiedzieć. Nie chcę! nie chcę! Stało się już i dobrze się stało!