Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kasz. — Co się dotychczas nagrzeszyło, to po odpuście z pleców spadnie, bo od tego i odpust; a co się potem narobi, to już ksiądz wobec nieprzyjaciela in partykulo mortis odpuści.
— Chcesz waćpan powiedzieć: in articulo.
— Wszystko jedno, byle pokuta była szczera.
— Jak to waćpan rozumiesz? — zapytał rozbawiony pan Pągowski.
— Jak to rozumiem? Kazał ostatnim razem po spowiedzi ksiądz Wiór, żebyśmy sobie dali po trzydzieści dyscyplin, a myśmy sobie dali po pięćdziesiąt. Bo myśleliśmy tak: skoro to Niebieskim Potęgom smakuje — no! — to niech się najedzą!
Na to uśmiechnęła się nawet poważna pani Winnicka, a panna Sienińska pochowała całkiem twarz w zarękawek, jakby chcąc sobie nosek rozgrzać.
Spostrzegł to Łukasz, spostrzegli i inni bracia, że odpowiedź śmiech wzbudziła, więc umilkli, nieco urażeni, i przez czas jakiś słychać było tylko zgrzyt łańcuchów w kolasce, parskanie koni, chlupot błota pod kopytami i krakanie wron, których ogromne stada pławiły się w słońcu, lecąc od miasteczek i wsi do borów.
— Hej! czują już, że będzie żarcia w bród! — rzekł, wiodąc za nimi oczyma najmłodszy Bukojemski.
— Ba! wojna dla nich żniwo! — zauważył Mateusz.
— Jeszcze one jej nie czują, bo do niej daleko — rzekł pan Pągowski.
— Daleko czy blizko, ale pewna!
— A skąd waćpan wiesz?
— Przecie wszyscy wiemy, o czem była mowa na sejmiku i jakie instrukcye pójdą na sejm.
— Prawda, ale nie wiadomo, czy wszędzie było tak samo.