Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Za twoje myto jeszcze cię wybito — rzekł. — Jam tego czynić nie chciał, bom człowiek doświadczony i znający ludzi, ale jak zaczęłaś składać ręce a prawić, że mu się krzywda stała, żem był za ostry i że ty byłaś zbyt ostra, że lepiej, by w gniewie nie odjeżdżał, takem ustąpił: posłałem zasiłek w pieniądzach, posłałem konia, posłałem polityczny list; myślałem, że przyjedzie, pokłoni się, podziękuje, pożegna się, jak przystało temu, kto tyle czasu pod tym dachem spędził — a tymczasem patrz, jaką mi przysłano odpowiedź!
To rzekłszy, wyciągnął z za pasa list księdza i podał go panience.
Ona poczęła czytać i wnet ciemne jej brwi ściągnęły się gniewnie, ale gdy doszła do tego miejsca, w którem ksiądz mówił, iż pan Pągowski chciał upokorzyć Jacka dzięki „cudzym podszeptom“ — zadrżały jej ręce i twarz oblała się przelotnym szkarłatnym rumieńcem, a potem zbladła, jak płótno, i tak pozostała.
Lecz pan Gedeon, lubo zważał na wszystko, udał, że tego nie zauważył.
— Niech im tam Bóg przebaczy to, co mi ad personam wypisują — ozwał się po chwili milczenia — bo On jeden wie, czy Pągowscy tak wiele gorsi od Taczewskich, o których znakomitości więcej ludzie bają niż prawda. Czego jednak nie mogę im darować, to tego, że tobie, niebogo moja, za twoje szczere anielskie serce taką się odpłacają niewdzięcznością.
— To nie pan Jacek odpisywał, jeno ksiądz Woynowski — odpowiedziała panna Sienińska, chwytając jakby za ostatnią deskę ratunku.
Na to westchnął stary szlachcic i zapytał:
— Wierzysz ty dziewczyno, że cię kocham?
— Wierzę — odrzekła, pochylając się i całując jego rękę.