Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo wyście go hodowali! Niech-że będą ze Stachem jako Orestes i Pylades. Oto moje wyrachowanie.
Ksiądz Woynowski otworzył mu szeroko ramiona.
— A to Bóg waści zesłał! Za Jacka ja ręczę, jak za siebie samego. Złoto to chłop i serce ma wdzięczne, jak pszenna ziemia. Bóg waści zesłał! Będzie teraz mogło moje chłopczysko pokazać się, jak na Taczewskiego Powałę przystoi — i, co najważniejsza, może ujrzawszy szeroki świat, zapomni o tej dziewce, dla której tyle lat zmarnował i tyle przecierpiał.
— Także to ją oddawna miłował?
— Ba, prawdę mówiąc, od małego dziecka. A i teraz nie mówi nic, zęby zacina, ale wije się jako węgorz na trzonie... A, niechże jedzie jaknajprędzej, bo z tego nie mogło i nie może nic być.
Nastała chwila milczenia.
— Trzeba jednak acuratissime o tych sprawach pogadać — rzekł wreszcie staruszek. — Ile waszmość pan możesz dać na zastaw Wyrąbków? Lichy to płachetek.
— Choćby i sto dukatów.
— Bój-że się waszmość Boga!
Ą czemu? Jeśli pan Taczewski spłaci mi to kiedyś, to wszystko jedno, ile dam, a jeśli nie spłaci, to także wyjdę na swoje, bo tu wkoło ziemie liche, a to nowina po lesie, która przeto musi być dobra. Ja dziś zabieram Stacha i Bukojemskich z powrotem do Jedlinki, a waszmościowie bądźcie na nas łaskawi, jak tylko pan Taczewski z Radomia wróci. Pieniądze będą gotowe.
— Z nieba-ś się waszmość wziął razem ze swoją fortuną i ze swojem złotem sercem — odpowiedział ksiądz Woynowski.
Poczem kazał przynieść miodu, sam ponalewał kusztyczki i pili z ochotą, jak piją ludzie, mający ra-