Strona:Henryk Sienkiewicz-Na polu chwały 1906.pdf/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nich pisać, a to jest przystojniej dla człowieka z jego krwią i nazwiskiem.
— Zali koniecznie musi sprzedawać albo zastawiać?
— Musi. Człowiek jest ubogi, całkiem ubogi. Waszmość wiesz, ile każda wyprawa kosztuje, a on w byle dragońskim regimencie służyć nie może.
Pan Cypryanowicz zastanowił się przez chwilę, poczem rzekł:
— To wiecie co, dobrodzieju, może jabym wziął w zastaw Wyrąbki?
Ksiądz Woynowski zarumienił się, jak panna, której młodzieniec wyznaje niespodzianie to, co jaknajmocniej pragnęła usłyszeć; ale rumieńce owe przeleciały mu tak szybko przez twarz, jak letnia błyskawica przelatuje przez wieczorne niebo, poczem spojrzał bystro na Cypryanowicza i zapytał:
— A waszmości co po tem?
Lecz ów odpowiedział z całą szczerością zacnej duszy:
— Co mi po tem? To, że chcę zacnemu młodzianowi przysługę bez straty dla siebie oddać, za którą jeszcze sobie wdzięczność jego zaskarbię. Nie bójcie się, ojcze dobrodzieju, mam przytem i swoje w tem wyrachowanie. Oto wyprawię jedynaka do tej samej chorągwi, w której będzie służył pan Taczewski, i tuszę, że mój Stach znajdzie w nim godnego kompaniona i przyjaciela. Wiecie, jaka to ważna rzecz kompania, i co to jest wierny przyjaciel przy boku i w obozie, gdzie tak łatwo o zwadę, i na wojnie, gdzie łatwiej jeszcze o śmierć. Bóg mi fortuny nie poskąpił, a dziecko dał tylko jedno. Pan Taczewski jest mężny, trzeźwy, mistrz, jako się pokazało do szabli — i cnotliwy,