Strona:Henryk Sienkiewicz-Na jasnym brzegu.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to znaczy? — spytała marszcząc brwi.
— To znaczy, że... niech mnie pani wypędzi, bo — oszaleję!
I zawróciwszy na miejscu — wyszedł. Pani Elzen stała przez chwilę z połyskami gniewu w oczach i namarszczoną brwią, ale stopniowo czoło jej poczęło się wygładzać. Miała istotnie trzydzieści pięć lat, a oto był nowy dowód, że urokowi jej nikt nie mógł dotychczas się oprzeć.
Po chwili zbliżyła się do zwierciadła, jakby szukając w niem potwierdzenia tej myśli.
Swirski zaś wracał w pustym wagonie do Nizzy, podnosząc ustawicznie do twarzy ręce, które pachniały heliotropem. Czuł się niespokojny, ale przytem szczęśliwy — i krew biła mu do głowy, gdy nozdrzami wciągał zapach ulubionej perfumy pani Elzen.