Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/447

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spieszyliśmy teraz jeszcze bardziej kroku i biegliśmy jak do ataku. Słońce schodziło za nami coraz niżej, a cienie nasze stawały się coraz dłuższe. Już się wreszcie miało zupełnie pod zachód, gdy nagle, w pustem polu, Tebe-myśliwiec stanął, ludzie zatrzymali się za jego przykładem i poczęli zdejmować ciężary z głów i ramion.
— Co to znaczy? — spytałem Franciszka.
— Gugurumu! — odpowiedział tłómacz.
Ach! to więc jest Gugurumu? Sądziłem, że ta nazwa coś oznacza, jakąś wioskę, jakąś osadę, złożoną choć z kilku chat — tymczasem naokół nie było widać żadnych śladów ludzi — step i step, jak okiem sięgnąć; gdzieniegdzie bukiety drzew, zresztą pustka.
Ale pokazało się, iż wśród traw jest dół, a w nim na dnie nieco wody, a raczej zupy, gęstej, żółtej, błotnistej. Ludzie po długim pochodzie rzucili się na nią chciwie. Chciałem bronić, ale Bruno uspokoił mnie, twierdząc, że woda, ledwie wyczerpana, napływa znowu z pod ziemi. Była to prawda. Jest tu widocznie podziemne źródło. Ta okoliczność czyni z Gugurumu i jego okolic jedno z najlepszych terytoryów myśliwskich na całem pobrzeżu, wszystkie bowiem inne wody