Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

smakowało i jemu i jego wojownikom od wołowiny. Wywołało to nową burzę, która nie wiadomo jakby się skończyła dla szlachetnego szczepu U-Doe, gdyby nie to, że przyszli Niemcy i położywszy rękę na wszystkich, zmusili tem samem zacnego staruszka, by, o ile mu nie smakuje wołowina, został wegetaryaninem. Inde irae.
Godnem jest uwagi, iż U-Doe nie zjadali jakoby nigdy białych. Brat Oskar mówił mi, że istnieje między nimi wiara, iż gdyby zjedli białego, to krajby zginął. Podług mnie, rzecz ta musi się wspierać na jakiemś smutnem doświadczeniu. Może niegdyś zjedli, naprzykład, jakiegoś dziennikarza, który im stanął kością w gardle; może uczonego, po którego spożyciu wszystkie miejscowe środki okazały się bezskuteczne, a może poetę, po którym panowały powszechne mdłości...
Jednem słowem, „coś w tem musi być,“ jak mówiła pewna cnotliwa dama, ilekroć zdarzyło się jej widzieć młodą mężatkę, rozmawiającą ze znajomym mężczyzną. Dla podróżników rzecz ta zostanie na zawsze tajemnicą, ale zarazem i poręką, zwłaszcza, jeśli podróżnik należy także do piszących.
Wizyty w kraju U-Doe trwają widocznie nie-