Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jestem nawet pewien, czy sobie powiedzieli: „yambo!“ czy też kiwnęli tylko głowami.
Misyonarze wytłómaczyli mi później, że murzyn w ogóle czci matkę bez porównania więcej, niż ojca, o którym wyraża się poprostu: „Mąż mojej matki.“
Jest to oczywiście skutek wielożeństwa. Matka daje wszelkie starania dziecku i przedewszystkiem swoją miłość, ojciec zaś, jeżeli zwłaszcza jest naczelnikiem wioski i posiada pięć lub sześć żon, zapewne nie zawsze umie odróżnić własne owoce żywota od innej, kręcącej się wśród chat, czarnej dzieciarni, której w chwilach złego humoru rozdaje kopnięcia nogą w okolice najlepiej od złamania kości zabezpieczone.
Jakoż tenże sam Tomasz czekał tylko na nasze pozwolenie, by polecieć witać się z matką, nazajutrz zaś był prawdziwie uszczęśliwiony, gdyśmy podarowali mu dla niej piękną perkalową chustkę hindustani, drukowaną w czerwone pawie.
Jeszcze nasz namiot nie stanął i nie zapalono ognisk, gdy papa Muene przyniósł nam własnoręcznie pić. Wiedząc od misyonarzy, że ich niegdyś częstował z czaszki ludzkiej, obmacałem starannie w ciemności naczynie, które mi podał, i dopiero, przekonawszy się, że to tykwa, nie