Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

upierzeniu i na wysokich nogach. Przed zerwaniem się, które, tak jak i dropiom, nie przychodzi im łatwo, chroniły się szybką ucieczką na piechotę. Rosół z nich smakował nam lepiej, niż z pentarek.
Na pojedynczych wielkich drzewach widywaliśmy tukany, albo przynajmniej ptaki wielce do nich podobne, z potężnemi, pustemi wewnątrz dziobami. One to właśnie nawoływały się głosami, podobnemi do miauczenia kotów. Były nader ostrożne i z trudnością dały się podchodzić. Trzeba je było strzelać bardzo zdaleka, co prowadziło za sobą częste pudła.
Murzyni, których bawi strzelanina, a którzy posiadają w ogóle wzrok niezmiernie bystry, pokazywali nam co chwila nowe ptaki, wołając: „ndege! ndege!“ (ptak). Zdaje się, że tem mianem oznaczają wszystkie skrzydlate istoty.
Do najpiękniejszych ptaków w tej części Afryki należą tak zwane przez misyonarzy „wdowy.“ Drobne ich ciało okryte jest pierzem czarnem, połyskliwem, natomiast główka, gardło, grzbiet i długie zwieszone piórka w ogonie mienią się wszystkiemi barwami drogich kamieni i ptaszyna wygląda coraz inaczej, stosownie do tego, jak na nią pada światło. Papugi zielone,