Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaś „askarisami“, to jest żołnierzami, uważają się za istoty nieskończenie wyższe, mające prawo do zupełnej pogardy dla biednych, pół-nagich okolicznych murzynów.
W ten sposób czarny ląd biali ludzie zagarniają i trzymają czarnemi rękoma. Inaczej zresztą nie mogłoby być, gdyż biały człowiek nie może dźwigać pod tą szerokością tornistra i karabina.
Drugą rzeczą, ważniejszą, jaka uderzyła mnie zaraz na wstępie, jest niesłychana małość środków, jakiemi są te zdobycze afrykańskie utrzymywane. Posiadłości, naprzykład niemieckie, w tej stronie Afryki, przewyższają o wiele rozległością całe Niemcy, zaś wszystkiego tego strzeże kilkuset czarnych żołnierzy i kilkunastu białych oficerów. Wyszedłszy za ostatnie chałupy Bagamoyo, można przejść setki mil, nie spotkawszy ani jednego niemieckiego żołnierza. Gdzieniegdzie tylko, w rozrzuconych na olbrzymiej przestrzeni stanicach, stoją małe załogi. Kraj w rzeczywistości nie jest zajęty, a niemieckim nazywa się chyba dlatego, że go za taki uznały, na mocy układów, państwa europejskie. Co się tyczy czarnych, ci, o ile nie są w bezpośredniem sąsiedztwie miasta, panowanie niemieckie uznają o tyle,