Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mniej więcej tak jest, ale natomiast inne przeszkody poczęły wyrastać, jak grzyby po deszczu. Naprzód trzeba się było liczyć z tem, że obaj nie mamy doświadczenia, potrzebnego do takiej wyprawy, a moja znajomość Afryki jest czysto książkowa. Przy zupełnem zdrowiu można było wprawdzie ten brak doświadczenia zastąpić energią, ale zdarzyło się właśnie, że poprzednio chorowałem dość ciężko w Egipcie i nie miałem połowy zwykłych sił. Nakoniec zaszła i przeszkoda zewnętrzna, a nieprzezwyciężona — to jest wojna. Zaraz po przybyciu do Zanzibaru dowiedzieliśmy się, że kraj cały jest w ogniu, ponieważ Massai powstali przeciw Niemcom. Wissmann, do którego się można było przyłączyć, o ile byłby się na to zgodził, wyszedł z Bagamoyo na czele wojsk kolonialnych na długo przed naszem przybyciem; nie wiadomo było, gdzie się znajduje i poczęto się nawet niepokoić o jego losy. Krótko mówiąc, mieliśmy do wyboru: albo złożyć olbrzymią wojskową karawanę, o czem nie mogliśmy marzyć, albo iść gdzieindziej.
Oczywiście postanowiliśmy iść gdzieindziej i odtąd odbywaliśmy codziennie niemal narady. Ponieważ nietylko w kraju Massai, ale i między koloniami, zamieszkałemi bliżej brzegu, bezpośrednio