Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skę, niemal każdą literę, słychać wyraźnie. Misyonarze zapewniali mnie, że jest bardzo regularny i nie ma zupełnie wyjątków. To pewna, że posiada on niezwykłą żywotność, nietylko bowiem nie dał się wyprzeć w Zanzibarze arabszczyźnie, ale rozszerzył się na brzegach i w całej równikowej Afryce, jak francuski w Europie.
Od Bagamoyo, aż do wielkich jezior i hen, dalej, wzdłuż dorzecza Kongo, można się nim mniej więcej wszędzie rozmówić. Zapewne pochodzi to i ztąd, że różne miejscowe narzecza były z ki-suahili pokrewne.
Obecnie misye francuskie w Zanzibarze i Bagamayo uczyniły ten język piśmiennym. Przełożono nań Ewangelię, powydawano gramatyki, a za czasu mego pobytu na wyspie, ojciec Le Roy kończył właśnie wielki słownik ki-suahili-francuski.
Oto, co mniej więcej da się pobieżnie o Zanzibarze powiedzieć. Gdy go sobie obecnie czasami przypominam, przedstawia mi się on jakby jakieś wielkie pandemonium. Przed oczyma stają mi twarze Europejczyków, Arabów, Indyan i Murzynów; słyszę ów gwar różnojęzyczny; widzę gorączkowy ruch za chlebem i zyskiem; wszystko się tam spotyka, ściera, mrowi i kupczy tak