Strona:Henryk Sienkiewicz-Listy z Afryki.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciel zaś, o twarzy barwy pozłoconej miedzi, sadowi się bliżej progu w kuczki, na indyjskich matach, spokojny, do bronzowego odlewu podobny. Nie ma on jednak flegmy np. tureckiego kupca; rad wita gościa, jest uprzejmy, taguje się, stawia śmiesznie wygórowane ceny, ale opuszcza je szybko. Są oni przytem powszechnie gościnni. Raz, w czasie nawalnego dżdżu, ja, towarzysz mój i misyonarz ojciec Rubi, schroniliśmy się do magazynu hurtowego kupca mąką maniokową i gwoździkami. Właściciel wiedział, że nie przychodzimy w sprawach handlowych, kazał jednak natychmiast przynieść wody, rozmaitych syropów i częstował nas bardzo uprzejmie.
Postawy tych Indyan i ich wschodnie ubiory są istotnie malownicze; twarze często wyraziste; piękniejszych oczu nie widziałem nigdy w życiu. Arabowie zanzibarscy, zapewne wskutek krzyżowania się, a może i wpływów klimatycznych, stali się do nich podobni, a przez to samo wielce odmienni od swoich braci z Egiptu, półwyspu Synai i właściwej Arabii. Wpływ Indyj znać nawet w ich ubiorach i uzbrojeniu; zwłaszcza noże ich, mocno zakrzywione na końcu, mają kształt i ornamentykę czysto indyjską.
Ów labirynt wąskich uliczek przerywany jest