Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ty umiesz radzić... a jak chodzi o fundusze...
Pana Chłodno nie było już w pokoju.
Jednakże od tego czasu bywała częściej na lekcyach pani Chłodno, co widocznie gniewało mocno pannę Lucy. Przy matce okazywała się dla Wilka nadzwyczaj zimną, a nawet traktowała go z pewną dumą. Cieszyło się tem macierzyńskie serce, widząc nieodrodną krew swoją, ale Wilk gryzł się i posępniał coraz bardziej.
Kłopoty spadały nań ze wszystkich stron; czytelnia nie szła, mogło ją teraz utrzymać samo miasto, ale i z miastem stosunki bywały nienajlepsze. Wilk zadrasnął ambicyę i tego świata. Na szczęście wstydzono się go tam i bano potrochu, jednakże niechęć rosła. Wróciwszy pewnego razu od Chłodnów, Wilk zastał u siebie pana Ludwika.
— A! pan Ludwik! — zawołał. — No, cóż tam słychać?
— Panie dobrodzieju, niepodobna dłużej wytrzymać.
— Z czem?