Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hoszyńscy poczęli opowiadać jeden przez drugiego nowinki warszawskie. Pani Chłodno rozpytywała o mody, czego i panna Lucy słuchała z ciekawością. Obie panie dowiedziały się, że suknie w kliny zarzucono już w Warszawie, że pani N. u pp. L. oburzyła na siebie opinię publiczną, bo jadła „beaucoup de pain” przy kolacyi, czego, jak wiadomo, przyzwoite osoby nigdy nie robią. Dalej mówiono, jak ten „charmant mauvais sujet le prince Michel” przyszedł pijany na wieczór, coby komu innemu nie uszło, a jemu uszło; nareszcie, jak sam opowiadał to Hoszyński, wziąwszy mnie (mówił Władzio)...
— Nie Władziu! nie ciebie, ale mnie pod rękę.
Na szczęście, Wilk ze swych warszawskich czasów nadto był przyzwyczajony do podobnych rozmów, inaczej przy swoim charakterze byłby popełnił jaką niedorzeczność.
Ale był przyzwyczajony, bo chéz nous, w salonach o niczem innem się nie mówi. Hoszyńskim trzeba przyznać, że tego rodzaju rozmowę umieli podtrzymywać z wdziękiem i lekkością.