Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie wdzięcznem, ale sądziłem po sobie. Mirza zbyt był trzeźwy i zbyt mało sentymentalny. Jakoż odsunął wkrótce z niechęcią portret i rzekł:
— Ale też to karykatura!
Roześmiałem się szczerze, a on mi zawtórował. Potem zostawiłem go z jego wspomnieniami, sam zaś poszedłem do oficerów, którzy kładli się w sali jadalnej, popijając wino i paląc fajki.
Przed udaniem się na spoczynek, wziąwszy patrol, poszedłem jeszcze pozmieniać straże. Noc była zimna, ciemna. Pod lasem za chmielnikami wilk wył, jak najęty, a złowrogie modulacye jego głosu rozlegały się dziwnie żałobnie. W przerwach, od strony wioski, dochodził głos jakiegoś wieśniaka, nawołującego żonę czy córkę:
— Rozyna! Rozyna!
Wróciłem od strony ogrodu. Okna pokoju Lidyi były oświecone. Widocznie Selim jeszcze w nim siedział.
Myślałem, że złapię go na marzeniach, ale zastałem go schylonego nad mapą.