Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego przeciwnika, dlatego, pozwoliwszy się tylko posilić ludziom Corbeau, ruszył w kierunku gościńca. Była noc, nad lasem zaś zawisła mgła, tak gęsta, że o parę kroków nie można było nic dojrzeć. Siedzieliśmy w krzakach po obu stronach drogi ze dwie godziny w takiej ciszy, że słyszałem bicie własnego serca. Pod karą śmierci nie wolno się było odezwać ani słowem, musiałem więc, jako oficer już, czuwać i nad ludźmi, a szczególniej nad Wolakiem, któremu z największem wysileniem przychodziło siedzieć spokojnie. Mieliśmy dokładne instrukcye: wystrzał z pistoletu Mirzy miał być znakiem rozpoczęcia ataku. Słyszałem, że i inne serca biją obok mnie niespokojnie. Niemasz nic bardziej drażniącego, nawet dla starych żołnierzy, jak czekać z zasadzki. Upłynęło jeszcze z pół godziny, nareszcie usłyszeliśmy zdaleka skrzypienie kół i miarowe kroki piechoty. Nastała wówczas taka cisza, że słyszałem szmer każdego liścia na drzewie. Kroki zbliżały się. Nakoniec nadjechała szpica, składało ją sześciu ułanów. Ludzie ci pod sekretem palili fajki. Wówczas, gdy