Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wystrzał armatni wstrząsnął szybami, które zadźwięczały żałośnie. Nie chciało mi się jeszcze wstawać, ale, na wszelki wypadek, postanowiłem rozbudzić Mirzę.
— Selim! — zawołałem.
Selim nie odpowiadał.
— Selim! — powtórzyłem głośniej.
W odpowiedzi zachrapał tylko Marx.
Tymczasem łuna stała się jaśniejszą. Przy jej czerwonym blasku spojrzałem na posłanie Selima: było puste.
Sądziłem, że wyszedł posłuchać, jak idzie bitwa i, wziąwszy karabin, wyszedłem także do ogrodu.
Księżyc świecił jasno. Promienie jego, zmieszane z odblaskami łuny, zalewały ogród jakimś tajemniczem pół-białem, pół-czerwonem światłem. Liście na drzewach szemrały cicho, mieniąc się srebrem i miedzią; długie czarne cienie kładły się na ziemię. Ale w ogrodzie było spokojnie. Okna szaletu pozostały ciemne. Znać, tu już ludzie przywykli do odgłosów bitew i łun pożarów.
Wszystko to było jakieś tajemnicze i uroczyste. Z jednej strony melancholia