Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak był pokryty dzikim winem, czy inną jakąś pnącą się rośliną, że oświecone jego okna spoglądały, jak oczy z pod maski.
Drzwi od przedsionka były otwarte, weszliśmy więc, nie widząc, ani pytając nikogo. W przedsionku nie było światła, ale księżyc stał w szybach i świecił tak jasno, żeśmy mogli odróżnić wszystko: stół w środku, pod ścianami szafy, a na nich bukiety z zeschłych kłosów.
Marx zastukał karabinem w podłogę. Wówczas usłyszeliśmy kroki; drzwi przyległego pokoju otworzyły się, jakaś postać kobieca — zapewne służącej — pokazała się w nich i jeszcze prędzej znikła, jakgdyby wystraszona. Marx stukał coraz mocniej.
Po chwili ukazała się taż sama postać z lampą w ręku, a za nią staruszek z białemi jak mleko włosami. Zbliżywszy się, zasłonił ręką oczy i spytał powolnym, łagodnym, ale bardzo podniesionym głosem:
— Czegóż robicie tyle hałasu, moi przyjaciele?
Potem osłonił ręką ucho i spytał: