Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem o takich wielu.
— Jeżeli spotkamy prusaków, więcej niż trzech, strzelę ci w łeb; żeby zaś nie przyszła ci ochota zemknąć, pójdziesz na smyczy, obok mego konia.
— Teraz pies lepszy od człowieka — odmruknął Mathieu.
Siedliśmy na konie i pojechali. Stary Mathieu, który był tem, co po francusku nazywa się „un braconnier”, a po polsku „wnicznik”, albo jak mówią także w Białowieży — „kłusownik”, prowadził nas sobie tylko znanemi ścieżkami.
— Tą drogą — mówił, ukazując na drożynę, którąśmy przedtem jechali — zajechalibyście do Poutvert, gdzie oberżę ma pani Frolie. Mówią, że baba ma pieniądze. Tam także stoją prusacy, którzy niedawno rozstrzelali młodego Vauharta, ale ja znam las, jak swoją kieszeń i poprowadzę was dobrze. Pan Bóg dał teraz takie czasy, że śmierć mieszka na drodze, spokój w lesie, niemiec w kościele, a cesarz za kratą.
— Ale ja zresztą głupi jestem, ja nic nie wiem — dodał po chwili.