Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieli także śpiczastych hełmów, zresztą i prusacy nosili czapki.
Ktokolwiek był jednak ten ogromny chłop, który w tej chwili o pięć kroków stał ode mnie, był mi potrzebny, i to koniecznie żywy, postanowiłem więc go schwytać.
— Tsss! — odezwał się nowoprzybyły.
— Tsss! — odpowiedziałem zza drzewa.
Była to prawdziwa ślepa babka, gra na ten raz trochę niebezpieczna, ale niemniej interesująca.
Nowoprzybyły postąpił jeszcze dwa kroki. W mgnieniu oka rzuciłem się na niego jak tygrys, a w sekundę później siedziałem mu na piersiach i, dusząc rękami za gardło, krzyknąłem:
— Milcz i nie ruszaj się, bo zginiesz.
Nowy gość jednak, widocznie obdarzony niepospolitą siłą, rzucał się jak szalony. I ja byłem silny i trzymałem go jak w kleszczach, a zaledwie mogłem go dotrzymać. Chrapał i wierzgał nogami, tak, że ledwo mnie nie zrzucił.
Nagle jednak opadł, jak gdyby nowa, żelazna siła przykuła go do ziemi. Spoj-