Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzać o ziemię, sprawiając niezmierne kołysanie się łódki.
Ułani, spostrzegłszy to, znowu rzucili się w pogoń, ale konie ich pomęczone, nie mogły tak długo biec za nami, wkrótce więc zostało ich tylko pięciu, następnie, po kilkunastu minutach, znowu koń pod jednym padł i nie powstał więcej.
— Już tylko czterech — rzekł Selim.
— Daj ognia, a będzie trzech.
— Zadaleko, zresztą łódka chyba się wściekła.
— Jednakże nie potrzebujemy już uciekać.
— A zatem dobrze! Panie Vaucourt, otwórz klapę, niechaj gaz wyjdzie, chcemy wysiąść.
— Panowie! — zawołał z rozpaczą francuz — czyście rozum stracili? Jakto, czterech tych dyabłów sadzi za nami, a my dobrowolnie chcemy się im oddać? Nigdy!
— Panie Vaucourt, otwórz klapę i spuść kotwicę — powtórzył groźnie Selim.
— Nigdy.
Wówczas Mirza odwrócił się do mnie i rzekł spokojnie: