Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i rozległ się głos: „Pobili naszych! nowa klęska!” Paryż na chwilę przykląkł, jak buhaj uderzony obuchem między rogi, ale potem podniósł się i ryknął.
Cały zresztą naród zerwał się do obrony. Groźny jednooki dyktator pożeglował z miasta balonem. Szale wojenne poczęły się wahać nanowo. Na północy, na południu, na wschodzie i zachodzie Francyi formowano oddziały, armie wyrastały z pod ziemi, jak grzyby. Kraj najeżył się bagnetami.
W takich to czasach, pewnego wieczora wpadł do mnie Selim z rumieńcami na twarzy i z zaiskrzonemi oczyma.
Wpadłszy, rzucił mi się na szyję.
— Pójdziemy się bić! — zawołał.
Dawno chciałem to uczynić, więc słowa jego przyjąłem chłodno. Sądził, że to ów dawny chłód, który od kilku lat oddalał nas od siebie, więc rzekł prędko:
— Było coś między nami, ale na mojego proroka! niechaj to pójdzie w niepamięć. Henryku, znów strzemię do strzemienia!