Strona:Henryk Sienkiewicz-Humoreski z teki Worszyłły.pdf/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja drwię z papy, z mamy i z dziadka — Berlińskich.
— Musi być teraz w dobrym humorze twój przyszły teść? — spytał Złotopolski.
— O! i w jakim! Robią teraz wyprawę, kupują powozy i malują na nich herby.
— Swoje czy twoje?
— Jużci moje, a tak wielkie jak talerz, jak ten talerz — rzekł książę Antoś, ukazując na jeden z zastawy do śniadania.
— A twoja narzeczona?
— Kocha się we mnie.
— A ty?
— A ja piję za twoje zdrowie, Jasiu! — rzekł książę Antoś, nalewając sobie szklankę wina. — Jak mi honor miły, wszystkie kobiety są jednakowe.
— Ee!
— Jak mi honor miły! Taka dobra Berlińska, jak i twoja Fania, a może nawet i lepsza, bo...
Ręka Złotopolskiego spoczęła na ramieniu księcia Antosia.
— W twoim własnym interesie nie radzę ci robić takich porównań. Ty sobie