Strona:Henryk Sienkiewicz-Bez dogmatu (1906) t.3.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej zachodziły nieraz łzami, jak pierś wzbierała, jak cała jej istota duchowa szła ku mnie z otwartemi ramionami, jakby mi chcąc powiedzieć: «Chodź, bo ci się należy trochę szczęścia!» Widząc to, mówiłem jej oczami: «Ja sam już się o nic nie upomnę i zdaję wszystko na twoją łaskę.»
Czyniłem te zwierzenia jeszcze i dlatego, by zaprowadzić między nami ten zwyczaj, by wszczepić w Anielkę poczucie, że w naszym stosunku tak być powinno. Chciałem ją zmusić niejako, by odpłaciła mi wzajemnością i opowiedziała mi także, co się działo przez cały ten czas w jej głowie i sercu. Ale nie mogłem tego dokazać. Próbowałem pytać, lecz słowa przechodziły jej przez usta z taką trudnością, taki znać było po niej przymus, żem pytać poniechał. Ona, chcąc być zupełnie otwartą, musiałaby mówić, co czuła dla mnie i jaki był jej stosunek do męża. Ja właśnie chciałem ją do tego przywieść — ale na to nie pozwalała, po pierwsze, jej wstydliwość, powtóre, uczucie lojalności względem Kromickiego.
Rozumiem te rzeczy doskonale, a jednak nie mogę się obronić wielkiej przykrości; mój pesymizm mówi mi bowiem: «Ty wyłącznie ponosisz koszta stosunku; ty dajesz jej wszystko,