Strona:Henryk Nagiel - Kara Boża idzie przez oceany.pdf/707

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 703 —

bieta w czarnem ubraniu chciała się znowu rzucić na Jadwigę.... Wtedy Szczepan pomimo otrzymanego w pierś ciosu, silny i nieustraszony, pochwycił ją za dłoń i przytrzymał.
Pasował się tak z nią przez sekundę.
— W tej sekundzie jej czarny welon gwałtownym ruchem został odrzucony na bok i ukazała się blada, jak płótno, ponura, jak noc, wyki żywiona namiętnością, wstrętna w tej chwili twarz Stefki Cierzanowej, ostatnio towarzyszki i przyjaciółki Kaliskiego.
Wargi jej ognisto-koralowe zwykle, były teraz trupio blade.
— Ach... — wołała głosem, który podobny był do ryku lwicy — krwi jej chcę. Już raz dybałam na nią tam w Pennsylyami. Wymknęła mi się....
I znów usiłowała przemódz mdlejącego od bólu Szczepana, któremu krew coraz obficiej zalewała gors koszuli.
— Przeklęta ona! — wołała — i ty przeklęty.... Nie dość, że się kochacie, ale jeszcze ty kazałeś uwięzić Kaliskiego, ostatnią moją nadzieję i pociechę.... Przeklęty bądź!
Śmiała się śmiechem histerycznym — i usiłowała znowu rzucić się na Jadwigę. Jak ptak drapieżny, roztworzyła dłonie — i zdawało się, że paznogciami oczy jej wydrapie....
Homicz trzymał ją wciąż, ale słabł widocznie.