FOLDAL. Dobranoc, Janie Gabryelu.
BORKMAN. Dobranoc, Wilhelmie.
BORKMAN (stając przy stole, prostuje się i pyta głośno). Kto tam puka?
BORKMAN (stojąc ciągle). Kto tam? Proszę!
BORKMAN (przypatrując jej się). Kto pani jest? Czego pani żąda ode mnie?
ELLA RENTHEIM (zamyka drzwi za sobą i zbliża się). To ja jestem.
BORKMAN (stoi jak gromem rażony, wpatruje się w nią i szepce półgłosem). Więc to Ella? Ella Rentheim?
ELLA RENTHEIM. Tak, to „twoja” Ella, jakeś ją dawniéj nazywał. Wówczas... Przed wielu laty.
BORKMAN (jak wyżéj) Tak, jesteś Ellą — widzę to teraz.
ELLA RENTHEIM. Poznajesz mnie znowu?
BORKMAN. Tak — rzeczywiście.
ELLA RENTHEIM. Lata twardo, okrutnie obeszły się ze mną. Nie zauważyłeś?
BORKMAN (z przymusem). Zmieniłaś się trochę, tak, na pierwsze spojrzenie.
ELLA RENTHEIM. Nie mam już ciemnych loków, spływających na szyję, tych loków, któremi niegdyś bawiłeś się tak chętnie.
BORKMAN (szybko). Właśnie, widzę teraz, żeś zmieniła czesanie.
ELLA RENTHEIM (ze smutnym uśmiechem). Ach! poznałeś mnie wreszcie, pomimo zmiany czesania.
BORKMAN (nie odpowiadając). Nie wiedziałem także, iż jesteś w tych stronach.
ELLA RENTHEIM. Tylko co przyjechałam.
BORKMAN. Dlaczego przyjechałaś teraz, wśród zimy?
ELLA RENTHEIM. Powiem ci to.
BORKMAN. Czy żądasz czego ode mnie?
ELLA RENTHEIM. Od ciebie takie. Zanim jednak będę mogła o tém mówić, muszę być daleko.
BORKMAN. Pewnie jesteś zmęczona?