Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
AKT IV.
Pokój w Rosmersholmie. Późny wieczór. Lampa przyćmiona abażurem pali się na stole. Rebeka stoi przy stole i pakuje drobiazgi do podróżnéj torebki. Płaszcz, kapelusz i szydełkowa chustka leżą na kanapie.

(Pani Helseth wchodzi z prawéj strony)

PANI HELSETH. (mówi chłodno przymuszonym głosem). Proszę pani, już wszystkie rzeczy są wyniesione do kuchennego korytarza.
REBEKA. Dobrze... A czy pani zamówiła powóz?
PANI HELSETH. Tak. Woźnica pyta, o któréj godzinie ma zajechać.
REBEKA. Około jedenastéj. Parowiec odchodzi o północy.
PANI HELSETH. (zwlekając). Ale pan pastor. Jeżeli on do tej pory nie powróci?
REBEKA. To i tak pojadę. Gdybym go już nie widziała, możesz mu pani powiedzieć, że napiszę mu długi list. Nie zapomnij o tém.
PANI HELSETH. Tak, dobre to pisanie. Ale... mnie się zdaje, że biedna pani powinnaby raz jeszcze spróbować z nim pomówić.
REBEKA. Być może, ale może znowu lepiéj, żebym tego nie czyniła.
PANI HELSETH. Ach!.. żebym ja musiała na to patrzeć... nigdy w życiu nie przypuszczałam...
REBEKA. A cóż przypuszczałaś, pani Helseth?
PANI HELSETH. Doprawdy myślałam, że pan pastor ma uczciwsze zamiary.
REBEKA. Uczciwsze?
PANI HELSETH. Tak, uczciwsze, mogę to powtórzyć.
REBEKA. Ależ kochana pani Helseth, co przez to rozumiesz?
PANI HELSETH. Rozumiem to, co słuszne, to, co się należy, proszę pani. On nie powinien w ten sposób zrywać, nie, nie powinien.