Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
SCENA DZIESIĄTA.
CIŻ, BURMISTRZ, BILLING.

STOCKMANN (kładzie kapelusz burmistrza, bierze jego laskę, idzie do drzwi, otwiera je i kłania się kapeluszém i ręką. Burmistrz, czerwony z gniewu, wchodzi, a za nim idzie Billing).
BURMISTRZ. Cóż znaczą te dzieciństwa?
STOCKMANN. Z uszanowaniem, Janie, jestem teraz najwyższą władzą miejską. (przechadza się).
JOANNA (prawie z płaczem). Ależ, Ottonie!
BURMISTRZ (idąc za doktorem). Daj mi kapelusz i laskę!
STOCKMANN. Czy sądzisz, że mi zaimponujesz tym dumnym tonem? Wczoraj miałeś mnie wysadzić, ale teraz ja ciebie wysadzam. Odbieram ci wszystkie urzędy zaufania. Czy sądzisz, żebym tego nie dokazał? Właśnie mam za sobą nieprzepartą siłę: Haustad i Billing będą w „Pośle ludu” ciskali gromy, a Thomsen stanie przeciw tobie na czele stowarzyszenia właścicieli domów.
THOMSEN. Ja dam temu pokój, panie doktorze.
STOCKMANN. Uczyń to pan tylko!
BURMISTRZ. Aha! to pan redaktor zapewne łączy się z agitacyjnym ruchem?
HAUSTAD. Nie, nie, panie burmistrzu.
THOMSEN. Pan Haustad nie jest tak szalonym, ażeby dla jakiéjś fantazyi gubił swoje pismo.
STOCKMANN (oglądając się). Cóż to znaczy?
HAUSTAD. Pan nam rzeczy przedstawił w fałszywém świetle, panie doktorze, i dlatego wspierać pana nie mogę.
BILLING. Wobec przyjaznych objaśnień, które dał mi tylko-co pan burmistrz...
STOCKMANN. W fałszywém świetle? Proszę! Wydrukuj tylko moje sprawozdanie, a sam bronić się potrafię.
HAUSTAD. Ja go nie wydrukuję. Nie mogę i nie śmiem tego uczynić.
STOCKMANN. Nie śmiesz pan? Cóż to znowu za mowa? Jesteś pan przecież redaktorem i sądzę, że redaktor rządzi dziennikiem.
HAUSTAD. Nie, panie doktorze; rządzą nim prenumeratorzy.
BURMISTRZ. Tak jest, na szczęście.
THOMSEN. Opinia publiczna, oświecone społeczeństwo, właściciele domów i im podobni rządzą dziennikiem.
STOCKMANN (zdumiony). I te wszystkie potęgi ja mam przeciwko sobie?