Strona:Henryk Ibsen - Wybór dramatów.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ENGSTRAND. Tak jest, Boże odpuść. O, Jezu! To paskudna historya, panie pastorze.
PASTOR MANDERS (chodzi tu i tam). Niestety! niestety!
REGINA. Cóż to znowu?
ENGSTRAND. Widzisz, wszystko to się stało przez owo nabożeństwo. (cicho) Teraz wreszcie trzymamy ptaszka. (głośno) I że téż to ja właśnie stałem się pośrednią przyczyną tego nieszczęścia pana pastora!
PASTOR MANDERS. Zaręczam ci, Engstrandzie...
ENGSTRAND. Pan jeden tylko, panie pastorze, chodził tam ze świécą.
PASTOR MANDERS (milczy chwilę). Tak ci się zdaje, ale ja sobie przypomniéć nie mogę, bym chociaż miał świecę w ręku.
ENGSTRAND. Ja najwyraźniéj widziałem, panie pastorze, jak pan wziął świecę i objaśniał ją palcami, a knot rzucił pan pomiędzy wióry.
PASTOR MANDERS. Widziałeś to?
ENGSTRAND. Najwyraźniéj widziałem.
PASTOR MANDERS. Niepodobna mi temu wierzyć. Nie było nigdy moim zwyczajem objaśniać świecę palcami.
ENGSTRAND. To też czynił to pan bardzo niezręcznie. Czy to może pociągnąć za sobą niebezpieczne następstwa?
PASTOR MANDERS (chodząc niespokojnie). Ach! nie pytaj mnie.
ENGSTRAND (chodząc za nim). Czy pan pastor nie ubezpieczył schronienia?
PASTOR MANDERS (ciągle chodząc). Nie, nie, nie; słyszałeś to przecież.
ENGSTRAND (ciągle przy nim). Nie ubezpieczyć i potém samemu podpalić! O Jezu! Jezu! Cóż to za nieszczęście!
PASTOR MANDERS (obciera pot z czoła). Możesz to śmiało nazwać nieszczęściem.
ENGSTRAND. Że téż się to właśnie stać musiało z zakładem dobroczynnym, który miał służyć ku pożytkowi miasta i okolicy, jak ludzie mówią! Dzienniki z pewnością źle się z panem pastorem obejdą, można to sobie z góry wyobrazić.
PASTOR MANDERS. Właśnie o tém myślę i to ze wszystkiego najgorsze. Te niegodziwe napaści, obwinienia! Okropném jest samo to przypuszczenie.
PANI ALVING (wchodząc z ogrodu). Niepodobna go oderwać od pogorzeliska.
PASTOR MANDERS. Ach! to pani!
PANI ALVING. Pozbawiłeś się, panie pastorze, twojéj uroczystéj mowy.